Ciepła woda w kranie” stała się epitetem wyrażającym pogardliwą ocenę poprzednich rządów Donalda Tuska. Premier bronił się, tłumacząc, że taka polityka jest dobra, spokojna i oczekiwana przez Polaków. – Taka jest konsekwencja umiarkowanych rządów ludzi, którzy chcą, by w polskich domach przede wszystkim było ciepło – tłumaczył w 2013 r.
W czasie obecnych rządów Tuska obserwujemy dosłowne załamanie się tej polityki. Odmrożenie cen na dostawy prądu i ogrzewania oznacza, że słynna „ciepła woda” będzie coraz bardziej kosztowna. Zakończenie rządowego mechanizmu dopłat do cen ciepła spowoduje, że rachunki za gaz i ciepło systemowe będą wyższe średnio o 30%. Niestety, na mapie Polski są też takie miasta, gdzie podwyżki sięgają blisko 100%.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ubóstwo energetyczne
Reklama
Polska geografia podwyżek za ciepło systemowe jest nierówna. Najwyższe wystąpiły tam, gdzie podstawowym źródłem energii był gaz. W Zielonej Górze podwyżki wyniosą ok. 50-65%, w Lublinie i Opolu – ok. 30%, a w Warszawie – 20-24%. Największe wzrosty opłat przewidziano w Rudzie Śląskiej, gdzie początkowo miało to być ponad 100%, ale po interwencji mieszkańców i władz miasta dostawca ciepła zgodził się „tylko” na 80% podwyżki. – Nasz system ciepłowniczy przeszedł już dekarbonizację kilka lat temu, gdy z węgla przeszliśmy na gaz. Niestety, umowy długoterminowe były podpisane w krytycznym 2022 r., po wybuchu wojny na Ukrainie. Choć cena gazu była bardzo wysoka, to opłaty za dostawy ciepła dla odbiorców były przez 3 lata zamrożone, a różnicę pokrywał skarb państwa. Teraz, po odmrożeniu, widzimy radykalny wzrost kosztów ogrzewania – tłumaczy Michał Pierończyk, prezydent Rudy Śląskiej.
Z badania sondażowego IBRiS wynika, że aż 70% Polaków obawia się podwyżek kosztów ciepła. Wiele osób już teraz popada w ubóstwo energetyczne, a więc zakręca kaloryfery w mieszkaniach albo nie płaci rachunków. Związek Rewizyjny Spółdzielni Mieszkaniowych ostrzega oficjalnie, że skutki odmrożenia cen mogą być dramatyczne dla domowych budżetów. Liczba gospodarstw domowych dotkniętych ubóstwem energetycznym w 2024 r. wynosiła ok. 1,5 mln. Teraz może być znacznie gorzej, bo ok. 8 mln Polaków odczuje bezpośrednie skutki zmian cen ogrzewania systemowego. Odpowiedzią na wzrost cen ciepła ma być „bon ciepłowniczy”. Program ten ma jednak wiele ograniczeń w postaci limitu dochodu na osobę o wiele mniejszego niż pensja minimalna oraz progu cen ciepła powyżej 170 zł za gigadżul (GJ). Niestety, obejmuje on tylko te gospodarstwa domowe, które w miastach korzystają z ciepłownictwa systemowego. Mieszkańcy wsi, domów i mieszkań, którzy mają swoje piece lub kotłownie, nie mogą liczyć na żadne wsparcie.
Zmienna polityka
Reklama
Sektor ciepłownictwa systemowego od kilkunastu lat porusza się jak we mgle wśród zmieniających się regulacji Unii Europejskiej. Największe wyzwania dotykają miasta tzw. Polski powiatowej, gdzie kilkunastotysięczne wyludnione miasteczka muszą udźwignąć ciężar transformacji energetycznej. Planem było przejście z węgla na gaz, a w przyszłości – także biogaz, by w ten sposób bilansować niestabilną energię z farm fotowoltaicznych oraz wiatrowych. Celem wytycznych Unii Europejskiej była taka transformacja, by energię elektryczną oraz cieplną produkować z odnawialnych źródeł energii, biomasy, biogazu przy wykorzystaniu pomp ciepła, a elementem stabilizacyjnym miał być gaz. Ostatecznie jednak czeka nas całkowita rezygnacja z paliw kopalnych.
W podobnej sytuacji są mieszkańcy domów jednorodzinnych, którzy sami sobie produkują energię cieplną. W pierwszych latach programu dopłat „Czyste Powietrze” priorytetem była poprawa jakości środowiska naturalnego, a więc gaz był najbardziej efektywnym i czystym źródłem ciepła. Spalanie gazu dla jakości powietrza jest znacznie czystsze od węgla, a nawet drewna i pelletu. Dlatego też wiele polskich samorządów, jak np. Kraków, wprowadziło całkowity zakaz palenia nie tylko węglem, ale także drewnem i pelletem. Problem w tym, że po wprowadzeniu unijnego Zielonego Ładu gaz jako paliwo kopalne został uznany za szkodliwy dla klimatu, a dobrym dla klimatu paliwem stały się biomasa (drewno, pellet) oraz pompy ciepła, które docelowo mają być zasilane prądem z OZE. Efekt jest taki, że pompy ciepła są drogie w montażu i kosztowne w eksploatacji ze względu na rosnące ceny prądu, a drewno opałowe i pellet podrożały o kilkadziesiąt procent w ciągu roku.
Reklama
Przeciętny Polak, którego inwestycją życia jest dom, chciałby zainwestować w źródło ciepła, które będzie mu służyć przez dziesięciolecia, i nie śledzić informacji na temat zmiennych trendów europejskiej polityki klimatycznej. Niestety, także polskie instytucje państwowe nie pomagały swoją polityką informacyjną w tym obszarze. – Efekt jest taki, że Polacy zakręcają grzejniki, bo nie stać ich na coraz droższe ogrzewanie i na zmianę technologii grzewczej. Polityka europejska nie może prowadzić do tego, że ogrzewanie stanie się dobrem luksusowym, bo dojdzie do rewolucji i szybko skończy się cały projekt europejski – mówi Janusz Starościk, prezes Stowarzyszenia Producentów i Importerów Urządzeń Grzewczych.
Odroczony wyrok
Według obecnego stanu polityki Unii Europejskiej, przyszłość w ciepłownictwie mają tylko te technologie, które są najbardziej neutralne klimatycznie. Można będzie ogrzewać się biomasą, taką jak np. pellet, drewno, biogazem albo pompami ciepła i grzejnikami elektrycznymi, do których energia będzie pochodziła z neutralnych klimatycznie źródeł OZE albo energii jądrowej. Gaz ziemny będzie funkcjonował jako paliwo do produkcji prądu i ciepła jeszcze przez wiele lat, ale jego udział w tzw. miksie energetycznym będzie stopniowo redukowany. Istnieją też plany „zazieleniania” gazu ziemnego przez dodawanie do niego biogazu lub tzw. zielonego wodoru.
Wprowadzenie takich regulacji jak ETS2, czyli nowy system handlu emisjami Unii Europejskiej, radykalnie przyspieszy proces bardzo drogiej transformacji energetycznej. Poprzednia wersja ETS obejmowała tylko energetykę i przemysł ciężki, a jego nowa wersja dotyczy już każdego gospodarstwa domowego, każdego ogrzewanego budynku oraz transportu. Czekają nas bowiem dodatkowe opłaty za emisję CO2 doliczane do cen węgla, gazu, benzyny i ropy, które z roku na rok będą zwiększane. W pierwszym roku funkcjonowania ETS2 będzie trzeba doliczyć ok. 50 zł do tony węgla, ok. 20 zł do gazu i 50 gr do jednego litra benzyny. Prognozy na 2035 r. jednak wskazują, że każdy dystrybutor paliw kopalnych będzie musiał doliczyć aż 1450 zł dodatkowych opłat do ceny tony węgla. Szacunki pokazują, że w ciągu 9 lat węgiel zdrożeje o ponad 120% dodatkowych opłat, olej opałowy – o 80%, a gaz – o 60%.
Premier Tusk zapowiadał, że będzie walczył o rewizję ETS2, który jest zabójczy dla polskiej gospodarki i za drogi dla Polaków. Na razie efekt jest taki, że wejście ETS2 zostało przesunięte ze stycznia 2027 na styczeń 2028 r. To jednak jest jedynie odroczenie wyroku na polską gospodarkę i wiele polskich rodzin, a nie żadna amnestia czy ułaskawienie.
