Choć od męczeńskiej śmierci ks. Jerzego mijają już ponad cztery dekady, jego postać pozostaje wciąż żywa w pamięci zarówno osób, które go znały, jak i pokoleń urodzonych już w wolnej Polsce.
Małgorzata Grabowska-Kozera poznała ks. Popiełuszkę w pierwszych dniach stanu wojennego jako studentka warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. – Trwały wówczas strajki studenckie na Politechnice Warszawskiej, z delegatami z różnych uczelni, w tym z ówczesnej Wyższej Oficerskiej Szkoły Pożarniczej. Ja byłam delegatem z ASP i tam zastał mnie stan wojenny – wspomina w rozmowie z Niedzielą. Dzięki zaangażowaniu rektora Politechniki udało im się bezpiecznie opuścić zmilitaryzowany budynek uczelni. Tak trafili pod skrzydła ks. Jerzego. – To był początek naszej znajomości. Wcześniej ks. Jerzego znała już moja mama, która była lekarką, a ks. Popiełuszko odpowiadał za duszpasterstwo służby zdrowia. Do mieszkania ks. Jerzego na Żoliborzu przybywały tłumy ludzi – z radia, telewizji, byli lekarze, adwokaci. Wszyscy próbowali jakoś się odnajdywać, a ks. Jerzy z życzliwością ich przyjmował.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Widział dobro w ludziach
Reklama
Pani Małgorzata pamięta, że atmosfera pierwszych dni stanu wojennego była pełna lęku, strachu i niepewności. – Ksiądz Jerzy rozmawiał z nami, podnosił nas na duchu. Był bardzo skromny i zwyczajny, nie tworzył dystansu, bardziej słuchał, niż mówił. Był introwertykiem, więc podziwiałam, że pokonuje to i tyle z siebie daje. Myślę, że trudne było dla niego stanie się osobą publiczną, wygłaszanie kazań, których słuchały tysiące osób. Na moich oczach bardzo się zmieniał. Potrafił szybko wsłuchiwać się w ludzi i wydobywać z nich to, co najlepsze. Kazania mówił innym głosem niż na co dzień. Być może z tremy – przyznaje p. Małgorzata.
Z przejęciem uczestniczyła w odprawianych przez ks. Jerzego Mszach św. za ojczyznę. Na jego prośbę przygotowała z kolegami mapę Polski z zaznaczonymi więzieniami i miejscami internowania, które często pokrywały się z obozami z czasów okupacji niemieckiej. Mapę tę ks. Jerzy umieścił jako dekorację na Mszy św. za ojczyznę, a potem znalazła się na stałe w jego mieszkaniu.
Wiedział, co jest najważniejsze
Wśród uczestników żoliborskich Mszy św. za ojczyznę był również Mateusz Wyrwich, dziennikarz i publicysta Niedzieli. Przyznaje, że z uwagą wsłuchiwał się w homilie ks. Jerzego, lecz nie robiły one wtedy na nim tak wielkiego wrażenia jak np. kazania ks. Teofila Boguckiego, proboszcza parafii św. Stanisława Kostki. – Oczekiwaliśmy pewnego radykalizmu, a ks. Jerzy mówił o Bogu, prawdzie, sprawiedliwości, wartościach chrześcijańskich. Odwoływał się do św. Pawła, Jana Pawła II, prymasa Wyszyńskiego. Te słowa jednak okazały się dla nas potem najważniejsze – wspomina. I podkreśla, że fenomen Mszy św. za ojczyznę to, jego zdaniem, działanie Bożej łaski.
Reklama
Dwukrotnie w swoim życiu spotkał się z ks. Jerzym. Były to bardzo krótkie chwile związane z jego pracą dziennikarską. Ale już po śmierci ks. Popiełuszki, w czasie podróży po Polsce w związku z pracą nad książką o kapelanach Solidarności, Mateusz Wyrwich doświadczył ogromnego oddziaływania autorytetu ks. Jerzego. – Ludzie, z którymi rozmawiałem, gdy mówili o innych zamordowanych kapłanach, zapewniali: to był „nasz, tutejszy Popiełuszko”. Odwoływali się do niego. On był niewątpliwym autorytetem, niekwestionowanym wzorcem – wspomina dziennikarz.
Subtelna walka
Zdaniem Mateusza Wyrwicha, dzisiejsze czasy mają coś z minionej epoki. – Od pierwszego dnia po 1989 r. trwa nadal, tyle że bardzo subtelna i na różnych polach, walka z Kościołem. Po 1989 r. my, ludzie podziemia niepodległościowego, szybko porzuciliśmy kapłanów. Nie tyle Kościół, ile kapłanów. Oni poczuli się opuszczeni. Dla wielu z nas były ważniejsze sprawy. Jeden został senatorem, drugi posłem, trzeci poszedł do samorządu, ktoś robił karierę ministerialną, dziennikarską, inny wyjechał do Stanów Zjednoczonych na stypendium fundowane przez ambasadę amerykańską. Wielu ludzi Solidarności zaczęło budować Polskę bez Boga – mówi Wyrwich.
Bój o duszę
Młodsze pokolenie, urodzone już kilkadziesiąt lat po śmierci ks. Jerzego, również dostrzega, że mimo upływu czasu dziś nadal trwa walka z prawdą i wolnością, choć przybiera ona już inne formy niż 40 lat temu. – Dziś również spotykamy się z manipulacją, dezinformacją i próbami narzucania ludziom przez media czy kulturę masową fałszywych wartości. Tak jak wtedy potrzeba odwagi, by być sobą, mówić prawdę i nie poddawać się presji większości. Różnią się okoliczności, ale walka o prawdę, wolność i godność człowieka pozostaje aktualna – twierdzi Szymon Stolarski ze Starego Sącza, absolwent Szkoły Letniej ks. Jerzego Popiełuszki, które organizuje żoliborskie Muzeum ks. Jerzego.
Reklama
Eliza Pardyka z Kielc, studentka pierwszego roku psychologii, a także absolwentka Szkół Letnich ks. Popiełuszki, mówi, że za czasów ks. Jerzego problem dotyczył wolności zewnętrznej, która była blokowana przez system komunistyczny, dzisiaj natomiast problem odnosi się do wolności wewnętrznej. – Mimo że mamy wszystko, czego ludzie kiedyś pragnęli, to jednak czujemy się zniewoleni. Podziały między ludźmi istniały 40 lat temu i istnieją teraz. Musimy nauczyć się akceptacji siebie nawzajem mimo różnic. Bo w końcu jesteśmy tylko ludźmi i warto świat, w którym żyjemy, czynić bardziej ludzkim – zaznacza i dodaje, że ks. Jerzy jest dla niej przede wszystkim wzorem do naśladowania, patronem, orędownikiem przed Bogiem, a także – co najważniejsze – przyjacielem.
– Ksiądz Jerzy nigdy nikogo nie udawał, zawsze był sobą. W swoich homiliach mówił, że „żyć w prawdzie to pozostać sobą w każdej sytuacji życiowej”. Nigdy nie mówił z ambony czegoś, czego by później nie zrealizował. Ludzi to przyciągało i motywowało do pracy nad sobą. Tak jest i dzisiaj. Nauczanie ks. Popiełuszki motywuje mnie do większej pracy nad sobą, do bycia bardziej dla innych, do czynienia dobra – wyjaśnia Eliza.
Dla Michała Filipka-Kaźmierczaka z Bydgoszczy ks. Popiełuszko jest wzorem i autorytetem: – Nauczył mnie, czym naprawdę są wybaczenie, prawda i pokora. Pokazał, że nie powinien nami kierować lęk, lecz że należy go przezwyciężać, aby móc żyć w wolności i w zgodzie z własnym sumieniem.
Anioł Stróż
Kaja Sichma pochodzi ze Śląska, jest tegoroczną maturzystką. Osobę ks. Popiełuszki poznała również przez udział w Szkole Letniej. Dziś mówi, że jest on jej patronem, a nawet drugim Aniołem Stróżem. – Dzięki jego nauczaniu pogłębiłam swoją wiarę i każdego dnia próbuję być lepszym człowiekiem – opowiada.
Siła duchowa i prostota to cechy ks. Jerzego, które szczególnie pociągają Patryka Sylwestruka z Dąbrowy Białostockiej. – Ksiądz Jerzy potrafił trafiać do zwykłych ludzi, podnosić ich na duchu i przypominać, że godność człowieka jest ważniejsza i silniejsza niż strach czy przemoc. Przykład ks. Popiełuszki uczy, że za prawdę i wierność warto ponieść nawet najwyższą cenę – podkreśla.
Pamięć o bł. ks. Jerzym żyje w kolejnych pokoleniach Polaków. Mimo upływu lat przesłanie kapelana Solidarności niesie w sobie ponadczasowe wartości, które również dziś nadają życiu sens, wyrażają szacunek dla godności człowieka i pomagają czynić świat bardziej Bożym i ludzkim zarazem. To dziedzictwo, za które wszyscy jesteśmy odpowiedzialni.