Reklama

Niedziela w Warszawie

Być i kochać

O tym, co trzeba zrobić, aby wyjechać na misje, o plemieniu Dinka i doświadczeniu pierwotnego Kościoła z Kamilą Cięciarą rozmawia Łukasz Krzysztofka.

Niedziela warszawska 43/2023, str. I

[ TEMATY ]

misje

Archiwum KC

Kamila Cięciara

Kamila Cięciara

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Łukasz Krzysztofka: Wyjechała Pani jako wolontariuszka na misje do Sudanu Południowego. Jak zaczęła się Pani przygoda z warszawskim salezjańskim wolontariatem misyjnym?

Kamila Cięciara: Pierwszy raz poszłam do Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w 2015 r. i tam formowałam się na misje, ale wtedy nie udało mi się wyjechać. Niemniej jednak zostałam przy ośrodku i starałam się pomagać nagłaśniając różne projekty, wspierając ośrodek w animacjach misyjnych czy różnych prostych rzeczach, jak np. pakowanie listów dla darczyńców. Pomagałam tyle, ile byłam w stanie. Raz nawet udało nam się zorganizować kolonie misyjne dla dzieciaków z Żyrardowa. W 2021 r. pojechałam na festiwal Campo Bosco w Czerwińsku nad Wisłą. Mieliśmy namiot misyjny – kawiarenkę, gdzie mówiliśmy o misjach młodym ludziom i zachęcaliśmy, żeby przyjechali do naszego ośrodka. Tak ich namawiałam, że stwierdziłam, iż skoro tyle razy im o tym mówię, to i ja powtórzę formację do wyjazdu na misje.

Reklama

Ile trwa i jak wygląda formacja?

Zawsze rok formacyjny zaczyna się we wrześniu. Wtedy jest pierwszy zjazd formacji, która trwa do maja. Przeważnie spotkania odbywają się w jeden weekend w miesiącu – przeważnie to jest stały weekend w miesiącu. Zaczyna się w piątek, między godziną 16.00 a 18.00, gdy zaczynają zjeżdżać się osoby z całej Polski. Rozpoczynamy modlitwą Nieszporami. Później oczywiście jest kolacja i zaczyna się program. Trwa on do obiadu w niedzielę. Jest oczywiście Msza św., mamy prezentacje, wystąpienia misjonarzy, wolontariuszy, kiedy my też możemy zadawać pytania, poznajemy konkretne placówki, na których misjonarze pracują, albo już wcześniej pracowali.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

To na pewno duża dawka wiedzy na tematy, o których często nie ma pewnie nawet możliwości doczytać w Internecie…

Oczywiście. Dodatkowo mamy integrację, czyli na każdym spotkaniu są osoby odpowiedzialne, które są proszone o przygotowanie kilku zabaw. Przez te zabawy poznajemy siebie nawzajem, ale też poznajemy gry, które będziemy mogli wykorzystać już na miejscu – na misji.

Czyli realizujecie charyzmat salezjański?

Tak, jesteśmy z dziećmi, bawimy się, pracujemy, modlimy, ale jest też bardzo dużo pracy z dziećmi. A wiadomo, jak to z dziećmi – najlepiej jest przez zabawę. My już na tym etapie poznajemy praktyczne rzeczy, której nam się przydadzą na misji. Podczas formacji mamy spotkanie świąteczne i razem świętujemy Narodzenie Pana Jezusa. Przygotowujemy cały dom i stół wigilijny, więc duch formacji misyjnej cały czas w nas jest i pracuje.

Reklama

Kraje misyjne to dla Europejczyków egzotyczne miejsca, w których zachorować można na niespotykane u nas choroby. Czy mieliście także poruszane kwestie medyczne?

Podczas formacji jest spotkanie z lekarzem, który opowiada nam, czego możemy się spodziewać, z czym będziemy musieli się zmierzyć, na co zwrócić uwagę, na co się zaszczepić itd. Lekarz sam też jeździł na misje i wie, na co zwrócić uwagę. Nie każda placówka ma dostęp do takiej ochrony zdrowia, jaka jest u nas w Polsce, czy nawet do jakiegokolwiek lekarza. Oczywiście, później jest psycholog, który dużo weryfikuje. Mamy też test językowy w formie swobodnej rozmowy z wolontariuszem.

Moment posłania na misje to z pewnością wielkie przeżycie dla wolontariuszy, ale także dla waszych bliskich.

Posłanie odbywa się na koniec naszej formacji. Wcześniej mamy też spotkanie z naszymi rodzinami, bliskimi, na które mogą przyjechać, dowiedzieć się czegoś o ośrodku, zobaczyć, skąd jedziemy, poznać naszych przyjaciół i wspólnotę mieszkającą w ośrodku. To jest ważny moment. A w czerwcu jest posłanie misyjne. Ksiądz inspektor posyła nas oficjalnie i dostajemy od niego błogosławieństwo, otrzymujemy także krzyże misyjne. To jest moment bardzo podniosły, kiedy czujemy, że to jest faktycznie to miejsce i ten czas. Bez Pana Boga nie jesteśmy w stanie tam zrobić kompletnie nic. To On nas tam posyła, On nam daje pragnienie w sercu – to wszystko zaczyna się od Niego. Myślę, że nikt z nas nie pojawił się w wolontariacie po prostu, ot tak. Wszystko, co się dzieje – formacja, przygotowanie, dobór osób, z którymi jedziemy – to wszystko jest Boże dzieło.

Jak żyje się w Sudanie?

Przewodnim plemieniem jest tam plemię Dinka, jest to trudne plemię, ma bardzo dużo swoich wierzeń, co przerzuca się później, niestety, na dzieci. Samo plemię jest bardzo agresywne. Kobiety nie mają tam żadnego prawa głosu.

Reklama

Nie miała Pani obaw przed wyjazdem?

Wszystko powierzyłyśmy z koleżanką Duchowi Świętemu, odmawiając nowennę i otrzymując na tej modlitwie pewność, że to jest miejsce, gdzie On chce, abyśmy były. Nigdy nie spotkałam się z żadną niebezpieczną sytuacją. Ogromnym problemem w Sudanie jest susza i brak żywności, którą trzeba sprowadzać z innych krajów. Byłam wstrząśnięta, kiedy usłyszałam historię, kiedy chłopca z naszej szkoły zastrzelił inny chłopiec i rodzina nie mogła dotknąć ciała tego chłopca, bo wiedzieli, że zmarł przez coś złego. Byli przekonani, że jeśli dotkną jego ciała, to przyjdzie na nich klątwa, która sprawi, że cała rodzina umrze. Więc ciało chłopca zjadły sępy, które niestety bardzo często krążą nad dziećmi. To jest codzienny widok. Dla mnie było przerażające, gdy widziałam dzieci, które jedzą jeden posiłek w ciągu dnia, a nad nimi latają sępy.

Co dał Pani pobyt na misjach?

Był to czas, w którym zobaczyłam czystość miłości Kościoła do człowieka. Tam nie było, jak u nas, coraz częściej pojawiającej się nienawiści, złości, czy nagonki na Kościół. Miałam okazję doświadczyć jakby początków Kościoła, czyli bycia z tymi, którzy nie mają kompletnie nic, którzy nie znają Boga lub dopiero Go poznają. Tam wszyscy są z miłości do ludzi i Jezusa. Sądzę, że to jest bardzo ważne doświadczenie poznania Boga i tego, czego nas nauczył. On nam pokazał, że najważniejsze to kochać – ponad wszystko i pomimo wszystko. Przede wszystkim być i kochać. Tam nie było opinii – jechało się, kochało, pracowało – z miłości.

Chciałaby Pani wrócić jeszcze do Sudanu?

Tak, jeśli Bóg da mi taką możliwość, to jak najbardziej. Po ukończeniu studiów pielęgniarskich chciałabym tam wrócić, żeby ofiarować im cokolwiek tego, co mam. Przekazać im wiedzę, którą nabędę w Polsce i dać im chociaż odrobinę poczucia bezpieczeństwa.

Kamila Cięciara wolontariuszka Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie. Spędziła 2 miesiące na misjach w Tonj w Sudanie Południowym.

2023-10-17 13:38

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Notatnik ekwadorski (2)

Niedziela przemyska 42/2012, str. 4-5

[ TEMATY ]

misje

Archiwum bp. Adama Szala

Kościół w Santo Domingo w którym pracuje ks. Leon Juchniewicz

Kościół w Santo Domingo w którym pracuje ks. Leon Juchniewicz
Jednym z celów wyprawy do Ekwadoru, jakie wraz z ks. Antonim Michno postawiliśmy przed sobą, były odwiedziny polskich misjonarzy pracujących w tym kraju. Udając się do Ekwadoru otrzymaliśmy z Komisji Misyjnej Konferencji Episkopatu Polski, reprezentowanej przez ks. Kazimierza Szymczychę, wykaz polskich misjonarzy pracujących w tym kraju. Aktualnie w Ekwadorze posługuje 36 misjonarzy z Polski; 33 kapłanów i 3 siostry zakonne. Rozpoczynając od stolicy Ekwadoru - Quito - udało nam się uczestniczyć w różnego typu spotkaniach, w których wzięła udział większość polskich misjonarzy. Spotkanie z wszystkimi okazało się niemożliwe, z uwagi na ich nieobecność w Ekwadorze lub znaczne odległości dzielące miejscowości, w których sprawowali posługę, od stolicy. Misjonarze tworzą piękną mozaikę, gdyż pochodzą z różnych diecezji i zgromadzeń zakonnych. Pracują w różnych miejscach Ekwadoru. Dużą grupę stanowią ojcowie franciszkanie konwentualni (7) oraz werbiści (5). Pozostałą część tworzą księża diecezjalni (fideidoniści). Do Ekwadoru przybyli z diecezji: częstochowskiej, lubelskiej, przemyskiej, sandomierskiej, tarnowskiej, elbląskiej, warszawskiej, rzeszowskiej. Oryginalną posługę pełni o. Jerzy Konieczny - jezuita, który jest katechistą wędrownym działającym między innymi na terenie wikariatu apostolskiego w Esmeraldas. Wśród polskich misjonarzy są trzy siostry ze Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Misjonarek, które prowadzą dom dziecka wybudowany i dotowany przez ofiarodawców z Niemiec. W miarę możliwości, wraz z ks. Zdzisławem Rakoczym odwiedziliśmy wielu misjonarzy w miejscach ich misyjnej działalności. Imponująca jest placówka Ojców Franciszkanów znajdująca się w Santo Domingo. W 1995 r. wybudowali oni kompleks składający się z kościoła, sal katechetycznych i duszpasterskich, budynku socjalnego przeznaczonego na organizowanie różnych szkoleń, gabinet stomatologiczny i lekarski. Z wieloma trudnościami boryka się ks. Leon Juchniewicz, proboszcz peryferyjnej parafii w Santo Domingo. Kapłan ten prowadzi katolicką szkołę parafialną, do której uczęszcza ok. 120 uczniów. Piękną działalność prowadzą księża pochodzący z diecezji tarnowskiej. Do Ekwadoru przybyło ich w 2000 r. siedmiu. Pracują głównie w diecezji Babahoyo para los Ríos. Mieliśmy okazję spotkać się z nimi w parafii przy kościele św. Krzysztofa w Quevedo. Odwiedziliśmy także kapłanów pochodzących z diecezji rzeszowskiej, ks. Krzysztofa Kudławca pracującego w miejscowości Chone w diecezji Porto Viejo oraz pracującego w tej samej diecezji ks. Dariusza Miąsika. Obaj kapłani mają różne parafie. Ks. Kudławiec buduje nową świątynię, natomiast ks. Miąsik prowadzi parafię liczącą ok. 25 tys. wiernych, mając do pomocy tylko jednego wikariusza. Pełne uroku było spotkanie w budynku parafialnym w miejscowości Chone, na które obok wielu księży misjonarzy przybył ordynariusz diecezji Porto Viejo, abp Lorenzo. Dobrze zorganizowaną parafię w diecezji Zamora-Chinchipe prowadzi pochodzący z archidiecezji przemyskiej ks. Stanisław Wróbel, który kilka lat temu został inkardynowany do tego wikariatu apostolskiego. Stosunkowo dużo czasu poświęciliśmy na spotkanie z kapłanami przemyskimi, szczególnie z ks. Andrzejem Juszczęciem i ks. Zdzisławem Rakoczym (o ich pracy więcej w kolejnych odcinkach). Przy okazji wspólnych spotkań mieliśmy okazję zapoznać się z codziennością życia misyjnego. Pojawiły się sugestie dotyczące szerszego propagowania w Polsce spraw misji i pomocy misjonarzom. Chodzi o pomoc duchową, ale też i materialną, gdyż misjonarze często są zdani na samych siebie w odległym od Ojczyzny kraju. Istnieje wiele problemów, które należy rozwiązać, np. dotyczących ubezpieczenia zdrowotnego czy zabezpieczenia emerytalnego misjonarzy. Według relacji polskich misjonarzy aktualnie pracujących w Ekwadorze, ewangelizacja dokonana przed wiekami przez kolonizatorów, głównie hiszpańskich, zaowocowała tym, że ponad 90% mieszkańców tego kraju przyjmuje chrzest. Zbyt mała liczba duchowieństwa sprawia, że ich dalsze życie religijne potrzebuje ciągłej troski misjonarzy, których wspierają katechiści. Mimo już kilkuwiekowej obecności Kościoła na ekwadorskiej ziemi, tylko część ochrzczonych rozwija swoją wiarę przez korzystanie z sakramentów świętych. Zaledwie 50% ochrzczonych przystępuje do I Komunii św. a zaledwie 25% otrzymuje sakrament bierzmowania. Niepokojącym jest to, że tylko kilka procent ochrzczonych zawiera sakramentalne związki małżeńskie. Już z tej prostej obserwacji wynika potrzeba ciągłej pracy misjonarzy i tych, którzy ich wspierają, a więc katechistów. Każda parafia posiada zorganizowany zespół wolontariuszy katechistów, którzy po odpowiedniej formacji przygotowują wiernych do sakramentów świętych, prowadzą grupy duszpasterskie, nabożeństwa, opiekują się kościołami i kaplicami misyjnymi. Wstępne przygotowanie katechistów trwa kilka miesięcy, a w dalszej perspektywie polega także na okresowych spotkaniach z duszpasterzem, podczas których omawiane są przyszłe zajęcia podejmowane już samodzielnie przez katechistów w wyznaczonych wspólnotach. Wiele nadziei można wiązać ze wspólnotami żywego Kościoła. W Ekwadorze najbardziej popularnym jest ruch o nazwie „Jan XXIII”. Zmierza on do ożywienia wiary w parafii, mocno akcentuje udział członków w życiu liturgicznym parafii. Wspólnoty tego ruchu posiadają swój program formacyjny. Istnieje także Odnowa w Duchu Świętym oraz Legion Maryi. Podobnie jak w Polsce są też przy parafiach grupy ministrantów i lektorów. Z reguły każda parafia prowadzona przez misjonarzy w Ekwadorze posiada wiele wiosek, które są rozsiane po okolicy w odległości od centrum o kilkadziesiąt nawet kilometrów. Bywa, że tych kaplic dojazdowych i miejsc sprawowania Eucharystii (np. szkoły) jest przy parafii kilkadziesiąt. Ich liczba dochodzi nawet do 50. To oczywiście sprawia, że misjonarz może do niektórych wspólnot przyjechać raz w miesiącu czy nawet kilka razy w ciągu roku. Stąd też bardzo ważnym narzędziem dla misjonarza jest samochód, koniecznie z napędem na 4 koła, z racji trudnych nieraz dróg. Podczas pobytu w Ekwadorze mieliśmy rownież okazję do spotkania z kilkoma biskupami Ekwadoru. Wyrażali oni wdzięczność polskim misjonarzom i misjonarkom za ich pracę ewangelizacyjną. Jednocześnie apelowali o przybywanie nowych misjonarzy.
CZYTAJ DALEJ

Papież: Przed Bożym Narodzeniem unikajmy zakupowego dopingu

2025-12-14 09:43

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

Vatican Media

Leon XIV odpowiada na łamach czasopisma „Piazza San Pietro” na list psychologa młodzieży i zachęca do przeżywania Bożego Narodzenia jako czasu prostoty i konkretnej miłości bliźniego, bez „zakupowego dopingu”. Młodym wskazuje przykład św. Johna Henry’ego Newmana, który może pomóc w walce „z mrokiem nihilizmu”.

Miesięcznik, wydawany przez o. Enzo Fortunato, otwiera list do papieża Leona, podpisany przez Antonio, czterdziestoletniego psychologa z Pagani w prowincji Salerno. Antonio opowiada o życiu poświęconym najbardziej kruchym i potrzebującym, inspirowanym przez św. Alfonsa Marię de’ Liguoriego oraz św. Franciszka.
CZYTAJ DALEJ

Tuchów bez cudownego obrazu Matki Bożej?

2025-12-15 10:50

Archiwum sanktuarium

Już od ponad roku prowadzimy działania zmierzające do renowacji cudownego obrazu Matki Bożej Tuchowskiej. Przeszliśmy przez całą procedurę związaną z badaniami, na podstawie których można podjąć dalsze działania.

Sanktuarium Matki Bożej Tuchowskiej zaliczane jest do sanktuariów ponadregionalnych. Centralnym wydarzeniem, które skupia ponad 100 tys. pielgrzymów, jest Wielki Odpust Tuchowski trwający od 1 do 9 lipca. To najstarsze sanktuarium Maryjne diecezji tarnowskiej sięgające swoją historią 1079 roku, kryjące największy skarb, jakim jest pochodzący z pierwszej połowy XVI wieku słynący łaskami obraz Matki Bożej Tuchowskiej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję